Wiele rzeczy wokół nas dynamicznie się zmienia. Doświadczamy ogromnych przemian technologicznych, które pociągają za sobą zmiany socjologiczne. Ewoluują nasze przyzwyczajenia, a co najważniejsze – zmieniają się całkowicie potrzeby i perspektywy każdego z nas. Osobiście pamiętam czasy, gdy jako dziecko z zapałem przeglądałem wielotomowe encyklopedie, starając się odszukać tych kilka kolorowych kartek wydrukowanych na papierze kredowym. To było wspaniałe doświadczenie. Gdy sięgnę w głąb pamięci, przed oczami pojawiają mi się pięknie ilustrowane książki, wspaniale wydane, od których nie mogłem oderwać swojej uwagi. Przyciągały mnie również komiksy, które pochłaniałem w ułamku sekundy. Kiedy teraz spojrzymy na dzieciaki, zobaczymy całkowicie inne obcowanie z wiedzą. Dziś wiedza jest ogólnie dostępna, wystarczy po nią sięgać, ale trzeba jeszcze mieć na to ochotę i trzeba wiedzieć, jak to robić.
Kiedy dokonuję takiej retrospekcji, przypomina mi się też moja szkoła, która w zasadzie niewiele się zmieniła przez te wszystkie lata. Być może pandemia pobudziła nieco pewne procesy, ale i tak wciąż pozostają dekady do nadrobienia.
Skupmy się jednak na przypadku edukacji dorosłych. Kiedy kończymy szkołę średnią, stoimy przed wyborem: kontynuacja nauki, praca, a może krok w dorosłość? Szkolnictwo wyższe w Polsce, w porównaniu do wielu innych krajów, jest wciąż bardzo dostępne. Jest powszechne i właściwie wszystkie kierunki są bardzo oblegane, jednak tylko nieliczne z nich dają szansę na znalezienie dobrej pracy. Niestety, struktury uczelni są nie tylko skostniałe, ale też bardzo złożone i rozrosłe. Dlatego poddanie ich jakiejkolwiek modernizacji, mającej na celu dostosowanie ich do dynamiki i oczekiwań rynkowych obecnych pracodawców, jest ekstremalnie trudne, a proces ten trwałby dłużej niż ciągła zmiana potrzeb rynku.
No dobrze, ale jakie są największe bolączki szkolnictwa wyższego?
Rynek pracodawców bardzo się zmienia, jest dynamiczny, jego potrzeby to specjalizacje
Pracodawcy zdają sobie sprawę, że pozyskanie nowego, wykwalifikowanego pracownika jest bardzo drogie i czasochłonne. Zauważalna stała się ogromna potrzeba pozyskiwania pracowników z konkretnymi kompetencjami – specjalistów, którzy będą odpowiedzialni za realizację zadań w wyznaczonej dziedzinie. Specjalizacje stały się podstawą w procesie budowania zespołu. Dynamika rynku, ciągłe zmiany i rozwój technologiczny wymagają stałej nauki oraz znajomości coraz to nowszych potrzeb rynku i konsumentów. Zastanówmy się jeszcze, kogo tak właściwie możemy nazwać specjalistą? Czy będzie to osoba, której doświadczenie możemy liczyć w latach? Niekoniecznie, czasami te lata będą oznaczały wiedzę, jednak często nie będą one wymierne, gdyż na rynku potrzebni są ludzie z konkretnymi umiejętnościami, a nie liczbą lat przepracowanych na danym stanowisku.
Rynek potrzebuje otwartych umysłów, które będą poszerzały swoje kompetencje
Podejmowanie nowych wyzwań jest niezmiernie ważne w procesie rozwoju. To właśnie dzięki nim człowiek może stale się rozwijać. Tutaj śmiało możemy nakreślić tezę, że wyzwania są nieodłączną częścią rozwoju. Stała możliwość rozwoju otwiera bowiem nowe drogi, nie pozwala na zatrzymanie się, poszerza perspektywy, pozwala rozwijać nowe kompetencje. A czym są kompetencje? To cały zakres wiedzy, nabytych umiejętności oraz doświadczeń, jakie posiada człowiek. Kogo możemy nazwać osobą kompetentną? Z całą pewnością kogoś, kto wykorzystuje powyższe umiejętności, aby we właściwy sposób zrealizować powierzone mu zadania i rozwiązywać problemy. Pamiętajmy, że kompetencje dzielą się na dwa główne rodzaje: na kompetencje twarde, do których zaliczamy wszystkie umiejętności, wiedzę i doświadczenia związane z daną dziedziną, oraz kompetencje miękkie, które są niemniej ważne, bo odpowiadają za rozwiązywanie problemów komunikacyjnych, za kreatywność, umiejętność dostosowania się i elastyczność. To właśnie dzięki kompetencjom człowiek jest w stanie realizować kolejne cele.
Rynek nie potrzebuje osób doskonale operujących teorią, lecz praktyków
Zastanówmy się, czego tak właściwie uczą studia. Szkolnictwo wyższe to, niestety, wciąż kontynuacja nauki pod klucz, która realizowana jest już od najmłodszych lat nauki. Schemat, w którym dziecko musi mieć dobre oceny (bo to oznacza, że coś potrafi), jest cały czas powielany. Jednak zadajmy sobie pytanie, co oznacza 5 z historii? Faktyczne rozumienie przeszłości, umiejętność wnioskowania i to, dlaczego świat jest w miejscu, w którym jest? Czy też wykucie na pamięć konkretnych dat i wydarzeń? Niestety, często to ta druga odpowiedź. Ten sam błąd pojawia się również w szkolnictwie wyższym, gdzie wykładana teoria nie jest sprawdzana w praktyce, a jedynie oceniana pod kątem zapamiętanych zjawisk. Wyobraźmy sobie sytuację, w której student, kończący jeden ze stopni naukowych, zostaje przyjęty do pracy, ale wcześniej nie wykonywał powierzanych mu teraz zadań. Co w takiej sytuacji się dzieje? Uczy się przełożenia teorii na praktykę. Czy tak właśnie powinna wyglądać nauka? Czy nie powinniśmy już na studiach realizować praktycznych zadań, które będą pomagać nam zbierać doświadczenie?
Szkolnictwo wyższe to silosy komunikacyjne
Silosy komunikacyjne to systemy, które izolują od siebie możliwość przesyłu informacji. Bardzo często pojawiają się w organizacjach, gdzie poszczególne departamenty nie komunikują się ze sobą i popełniają błędy, próbując zrealizować różne cele. Ten schemat możemy zaobserwować właśnie w szkolnictwie wyższym, gdzie brak współpracy na wszystkich szczeblach skutkuje problemami komunikacyjnymi i słabymi wynikami. W praktyce błędy te popełniane są już na etapie tworzenia podstaw programowych. Poszczególne przedmioty jednego kierunku nie dają możliwości kontynuacji nauki i poszerzenia materiału, a wręcz skutkują powtórzeniami tych samych elementów. Niwelowanie silosów może być wdrażane przez próbę zaangażowania całej społeczności akademickiej w proces dydaktyczny, określenie wspólnych celów dla różnych kierunków i całej struktury uczelni. Bardzo ważna jest też informacja zwrotna, której często całkowicie brakuje na uczelniach wyższych (albo jest szczątkowa).
Największa bolączka
W skład podstaw programowych uczelni wchodzą praktyki i staże, niestety, nie pokrywają się one z faktycznym przełożeniem wiedzy na praktyczne umiejętności i doświadczenie. Teoria wykładana podczas zajęć, choć tak bardzo wartościowa, traci na jakości, ponieważ nie jest przekładana na praktykę Wiele teorii nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistych przykładach, są przedstawiane na przeterminowanych metodach, które nie są już stosowane.
Desperackie próby
Pojawiają się próby tworzenia nowych kierunków, jednak w momencie ich wdrażania pewne założenia już są przestarzałe, co znów nie przynosi oczekiwanych efektów. Chociaż kierunki te zakładają przedstawienie nowej wiedzy, cały schemat działania podczas ich wdrażania blokują założenia prawne i dotychczasowe praktyki uczelni, którym bardzo trudno jest wyjść z wcześniejszych schematów. Nawet pomimo możliwości technologicznych, jakie dają uczelnie wyższe, ich potencjał pozostaje niewykorzystany. Dlatego tak istotne w procesie zmian uczelni wyższych są praktyka i świadomość wykładowców na temat sposobów przekazywania wiedzy.
Podsumowując: szkolnictwo wyższe potrzebuje transformacji. Potrzebuje nowoczesnych rozwiązań, wyprzedzających swoje czasy, a nie rozwiązań, które nie mogą nadążyć za potrzebami rynku. To właśnie szkolnictwo ustawiczne powinno kreować trendy edukacyjne na rynku, ale czy to możliwe, kiedy tworzony jest pięcioletni program edukacyjny do zdobycia magisterium? Gdzie będzie biznes, jego potrzeby i technologie za pięć lat? Z całą pewnością będzie pięć lat do przodu w stosunku do programu nauczania sprzed pięciu lat.